piątek, 18 września 2009

By poczuć smak życia:)

Wracam do blogspota bo tu wygodnie i w ogóle. To na początek.
Cała wyprawa zaczęła się we wtorek o 5 rano, wsiedliśmy w auto i z małymi problemami dotarliśmy do Krakowa. Szybciutki lot do Londynu, tam kilka godzin czekania i kolejny lot, tym razem do Porto. Rzadko zdarza mi się by jakiś widok zachwycił mnie aż tak ale widok oświetlonego Porto w pokładu samolotu naprawdę robi wrażenie, coś pięknego. Potem czekaliśmy prawie 9 godzin na autobus do Covilhy. Na lotnisku było cicho i pusto a same lotnisko wyglądało nawet ładnie. W każdym razie to było długie 9 godzin przerywane czasem snem i szukaniem internetu. Rano metro, potem szukanie dworca autobusowego i wizyta w kawiarni. Jedna rzecz, która od razu mi się spodobała tutaj to kawiarnie, robią wyśmienita kawę, która kosztuje zazwyczaj ok 0,5 euro - jestem w raju:). W końcu doczłapaliśmy się na miejsce, wizyta na uniwerku a potem do akademika. Wtedy też zauważyliśmy jak bardzo górzystym miejscem jest Covilha. Spacer do sklepu po wino (kolejna ciekawostka, najtańsze są po 0,9-1,5 euro) to jakieś 25 minut z czego powrót jest pod górkę i to taką prawdziwą. W kazdym razie pierwszego dnia pociekaliśmy po mieście, spotkaliśmy Portugalczyka, który studiował dwa lata w Polsce, pobłądziliśmy i wróciliśmy do akademika totalnie zmęczeni ale po 20 minutach zaczęliśmy imprezę w kuchni z innymi erasmusami. Impreza jak to impreza, skończyła się wizyta w klubie i powrotem o 6 rano do akademika. Przed wejściem wypiliśmy jeszcze jakąś sangrię czy coś. W każdym razie zuo:) Potem ciężkie wstawanie, wizyta na uniwerku i spotkanie z naszym wyluzowanym koordynatorem. Potem, niespodzianka, znów impreza, znów skończyła się wizytami w kilku klubach i karaoke:) Tym razem byliśmy wcześnie bo o 5 rano:) No a dziś spanie i kacowanie. Za chwile pewnie kolejna impreza:) To będzie wesołe pół roku.